poniedziałek, 31 marca 2014

Element tu się kręci


wracam koło 11 wieczorem na rowerze do domu przez dzielnię; otuleni mrokiem przejścia przy Szpitalu Czerniakowskim, od strony Górskiej, dwaj panowie dyskretnie spożywają
- proszę pani, pani się nie boi tak po ciemku na tym rowerze?
- a czego mam się bać?
- no, przewrócić się można albo co
- nie, jeszcze trzymam równowagę
- a, to pani?
- a, to pan?

był to mój kolega z Parku Sieleckiego, równowagę słabo już trzymający
- może panią odprowadzimy, element tu się kręci
- dziękuję, dam radę, jestem już prawie pod domem
- to my będziemy tu stać i obserwować
- bardzo szanownym panom dziękuję, jesteście moimi aniołami stróżami
- ale pani się nie obraziła, że tak zawołałem? bo trochę z kolegą popiliśmy, wiosna jest, człowiekowi się chce z domu wyjść
- skądże, tylko flaszki wyrzućcie panowie do kosza
- my zawsze do kosza, to ci młodzi rzucają, pod siebie robią, kończymy i idziemy, dobranoc pani

czwartek, 20 marca 2014

Stasiek i lalek


już po zmroku, na skwerek przychodzi mocno starsza pani, siada na ławce, mówi do siebie, potem trochę do mnie
- siedzę sobie na ławce, tak, ciepły wiatr wieje, wiosna idzie, kolejnej wiosny dożyłam, cieszyć się trzeba, tylko nie ma z kim, Staśku, Staśku, tak zawsze czekałeś na wiosnę, o, jest pani i lalek, lalek, chodź tutaj, no, chodź, kochany lalek, Stasiek kochał psy, zawsze gadał do nich, i do dzieci
- pani pozwoli mu węszyć, psy tak świat oglądają, mój Stasiek zawsze mówił, że one więcej rozumieją, niż ludzie
- lalek, zmęczyłeś się, pani mu da odpocząć, usiądzie pani obok, pogadamy, lalek złapie oddech
- mój Stasiek zawsze mówił, że psy są jak dzieci, ciekawe świata i niesforne
- pani siądzie, lalek zmęczony, odpocznie
- my dzieci nie mieliśmy, to Stasiek z dziećmi zawsze gadał, a psy mieliśmy, jak dzieci, tak je pieściliśmy, teraz za stara jestem, psa nie uchowam
- a lalek też już stary, męczy się, dyszy, pani go puści, niech sobie węszy, tyle jego
- Staśku, ciepło jest, już złoty deszcz prawie kwitnie, pani z lalkiem poszła, ale chociaż odpoczął, tak siedzę, jak zawsze na wiosnę siedzieliśmy

poniedziałek, 10 marca 2014

Wiosenne podsłuchy




Dwie mamy z dziećmi w spacerówkach:

- Nie mam na nic siły, nic mnie nie cieszy, dzień w dzień to samo, ledwie łażę, zanim się zbiorę na ten cholerny spacer, to najchętniej bym wróciła.
- Będzie dobrze, słonko świeci, wiosna idzie, z wiosną nowe możliwości.
- Pierdolę nowe możliwości, to mnie właśnie przeraża. Nie mam siły na te stare, a co dopiero na nowe.


Starsza pani z pieskiem i starszy pan bez pieska:

- Widział pan te dwie lafiryndy? To mają być spódniczki? Przygrzało im, to z gołym tyłkiem latają. A za chwilę zaczną z cyckami na wierzchu. Wstydu ani sumienia takie nie mają.
- Święte słowa, sumienia nie mają. Żeby tak się znęcać nad starszym człowiekiem, na pokuszenie wodzić?
- No wie pan! Wstyd! Typowy mężczyzna!
- Duchem, proszę pani, duchem.


Dwaj koledzy z browarem:

- Tej mojej z wiosną całkiem odwaliło. "Jak ty wyglądasz? Jak ty się na plaży pokażesz?". I, zamiast michy, jakaś, kurwa, sałatka. Mówię jej, że chłop musi mieć kawał ciała, masę musi mieć.
- Ale ty w objętość idziesz, nie w masę.

czwartek, 6 marca 2014

Dolegliwość wstydliwa


Mam dolegliwość wstydliwą. Albo myślę, że mam. Albowiem, po sezonie zimowym, jak tylko mnie zaświerzbi między palcami u stóp, podejrzewam grzybicę, błeee. Idę więc do apteki, na wszelki wypadek maść zakupić. I stoję pod elegancką apteką, próbując sobie przypomnieć nazwę specyfiku. Mam, jest nazwa!!! Wchodzę na apteczne salony, a właściwie wjeżdżam, ślizgając się na psiej kupie na podeszwie przyklejonej. Wywijam orła na kafelkach, a tu pan farmaceuta, mega przystojniak, już od drzwi, od których na psiogównie jadę, zapytuje, głosem aksamitnym, welwetowym i głębokim, czym może mi służyć. Ja mu na to, że mam dolegliwość pewną i że poproszę clemastin w maści (taka mi nazwa trudna przyszła mi do głowy). Pan, tym głosem, ach, tym głosem, oznajmia, że, jak 10 lat pracuje, to clemastinu w maści nie zna. I nagle - między oczyma naszymi przeskakuje iskra porozumienia, jednocześnie oznajmiamy, ach, nie o clemastin chodzi, o inną trudną nazwę.

- Już wiem, proszę pani, z mojej praktyki znam, to jest jedna z najtrudniejszych nazw do zapamiętania, a taka popularna rzecz. Sam czasem zapominam, poważnie.

I podaje mi clotrimazol, maść na grzybicę, najtańszą.

Wpatruję się w jego oczy, migdałowe w wykroju, normalnie ikona, omiatam klatę, pod farmaceutycznym fartuszkiem, mrrrauuu!

- Ale, proszę pana, czy ja na pierwszy rzut pana pięknych oczu wyglądam na grzybicę?

- Broń Boże, po prostu taki sezon, wszyscy podejrzewają grzybicę po zimie, lata dowiadczenia.

środa, 5 marca 2014

Popielec


Wiadomo, najlepsze imprezy są w Popielec i Wielki Piątek, w obliczu rzeczy ostatecznych. W ową Środę Popielcową, zamiast na posypanie głów popiołem "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz", udałyśmy się my, cztery dzieweczki, do lokalu Kasztelanka, gdzie dawali grzane piwo z sokiem i gdzie do kibla w piwnicy wiodły schody niemal jak te odeskie, miewały na nich miejsce sceny epickie, przy których ta z "Pancernika Potiomkin" to pikuś; ach, te zjazdy akrobatyczne, wprost do stóp babci klozetowej, która przed wejściem do kibla, na piecu akumulacyjnym suszyła pokrojone w julienne marchewki i selery oraz w stanie zen dziergała skarpety na czterech drutach, mając przygotowany kubeł ze szmatą na wypadek spektakularnego pawia. Delikwentowi, który strzelił panoramiczny rzyg ze schodów, po prostu wręczała kubeł i szmatę, bez komentarza.

No, więc zamiast do kosciółka, trafiłyśmy do knajpy. Fundusze były ubogie, szczególna upadłość nie nastąpiła. Ale koło godziny 20:00 dwie dzieweczki uświadomiły sobie, że miały przynieść popiół do posypania głów rodzinie, w książeczkach do nabożeństwa. A tu już wszędzie po sypaniu. Koncepcja wykorzystania popiołu z papierosów upadła - nie ta konsystencja, nie ten kolor. Jam to, nie chwaląca się, sprawiła - jako że odebrałam byłam staranne wychowanie religijne, zaprotestowałam przeciwko użyciu popiołu z carmenów, mocnych i startów, na co tam kogo było stać.

I nagle - żarówka z "Pomysłowego Dobromira" mi się zapaliła, Adam Słodowy do mnie przemówił. Z czego albowiem robi się popielcowy popiół? Z zeszłorocznych palemek. Jedna z dzieweczek miała wolną chatę, bo, jak raz, mamusia bzykała się z narzeczonym u niego na kwadracie. Wyjęłyśmy z kolekcji wieloletniej, dekoracji całorocznej, jedną palmę z siwaka (taka ceramika, w kolorze popiołu zresztą, wszechobecna na meblościankach w PRL, nabywana w Cepelii) i spaliłyśmy w garnku na balkonie. Efekt był nader zadowalający - jedwabisty popiół, o odorze świętości. Wystarczyło go, żebyśmy sobie nawzajem głowy posypały, dla wiarygodności, i dla dzieweczek na wynos, w książeczkach do nabożeństwa "Przyjdź Panie Jezu" (oprawa biała, od pierwszej komunii). W ramach ekspiacji, za niestosowne, a wręcz świętokradcze zachowania, posypałyśmy też psa, brzydką sukę, baryłkę w kolorze kupy, na krzywych, cienkich, rozstawionych szeroko łapkach, z wyłupiastymi oczami po bokach pyska, koło uszu i tyłozgryzem. Bardzo pobożnie przyjęła akt sypania popiołem, muszę przyznać.

A kto z Państwa dziś pościł i jadł śledzia? Kto się popiołem posypał?

poniedziałek, 3 marca 2014

Tasiemka


Tasiemka newsów owija mi usta, nie mam słów.

Owija oczy, nie mam obrazów.

Gotuję obiady, wstawiam, wieszam i składam pranie.

Posuwam do przodu robotę, automatycznie i dość bezmyślnie.

Oglądam filmy o mistrzach fotografii.

Czytam blogi o tym, jak rodzą się koźlątka. O ogrodach. O remoncie zabytkowych ruin. O tym, jak kury niosą się, jak szalone.

Może uda mi się zebrać parę słów, jakieś obrazki, z tego, co poza wiadomościami. Żeby nie zwariować.

Przedwiośnie, sąsiedzi, park.

Lecz nie dziś.