środa, 1 stycznia 2014

Raz jajko, raz...





Stary rok się zakończył światłością, nowy zaczął na szaro. Po tej rozpuście na finiszu, nowiuteńki roczek wypadł blado. Cóż, raz światłość, raz szarość. Raz jajko, raz...

W dzieciństwie jeździłam z Dziadkiem na wczasy. Do ośrodka wczasowego w lesie, nad jeziorem, z małymi, z lekka zatęchłymi domkami. Jeździliśmy tam w czerwcu, jeszcze przed sezonem, i zwykle poza nami w całym ośrodku było może ze dwóch dziadeczków wędkarzy. Święty spokój, dziura zabita dechami, sklepik GS-u otwarty przez parę godzin dziennie, kawałek od ośrodka tartak i kilka chałup. Do jednej z nich chodziliśmy po mleko i jajka. Przy okazji którejś takiej wyprawy Dziadek, który uwielbiał mnie wkręcać w różne bajki, wytłumaczył mi, w jaki sposób nie dopuszcza się do tego, żeby kury znosiły jajka, gdzie popadnie. Otóż należy o stałej porze, rano, przed wypuszczeniem kur z kurnika, każdą po kolei włożyć do specjalnej formy. Kiedyś takie formy były drewniane, teraz częściej są plastikowe. Forma składa się z dwóch rozsuwanych skorup, wyprofilowanych w kształt kury, zamontowanych na stojaku, ze śrubami z boków. Wkłada się kurę do środka i śrubami z boków delikatnie dokręca, tak, by te skorupy lekko ścisnęły kurę. Podstawia się rękę i kura znosi jajko. Można, oczywiście, całą operację przeprowadzić bez formy, co się nazywa macaniem kur, jak wiadomo, ale w formie jest wygodniej, bo kura się nie wyrywa. 
Wiedziałam już z doświadczenia, że okazywanie kurze miłości za pomocą uścisków kończy się obsraniem, zapytałam więc, czy nie ma ryzyka, że zamiast jajka zniesie gówno.
- Raz jajko, raz gówno, jak to w życiu - stwierdził Dziadek. 


Raz jajko, raz gówno, taka prawda, ale w 2014 życzyłabym sobie jednak więcej jajek, niż w 2013. I nie tylko o dni słoneczne mi chodzi. A zamiast kur na obrazku są kaczki w światłości, na dobrą wróżbę, na szczęscie.