czwartek, 28 listopada 2013

Czasem. Dzisiaj na przykład. I w ogóle.


Skręcam w podwórko z ciemnawej bramy, oświetlonej jedną bździawą żarówką i na czołówkę wpadam na zakapturzonego kolesia.

- Pani się nie boi, to ja.
- Nie boję się, tylko tak wpadliśmy na siebie znienacka.

Tak naprawdę, trochę się boję, bo mój sąsiad jest nieprzewidywalnym świrem. A w każdym razie - bywa. Jak zacznie chlać i popłynie, to mu się mózg lasuje i ma napady niekontrolowanej agresji. I autoagresji. Na interwencję przyjeżdżają do niego dwa radiowozy, antyterroryści i ambulans. Bo się miota jak rozjuszony tygrys w klatce, robi totalną rozpierduchę, wynoszą go zakrwawionego i na wstępie wiozą do szpitala, z którego czasem ucieka i ukrywa się u tatusia dwie ulice dalej. Jak znajdą, to na chwilę sadzają, ale chyba ma jakieś kwity na niepoczytalność czy jak, bo szybko wraca. I jest spokojny, póki nie pójdzie w cug. Raz w biały dzień chwycił swojego sąsiada i walił nim o węgieł domu, ale tak konkretnie, żeby łeb mu rozwalić na pół. I właśnie na to walenie o węgieł weszłam na podwórko i wrzasnęłam tak, jak mnie uczyli w psiej szkole, było takie ćwiczenie: pies ma zatrzymać i obezwładnić podejrzanie zachowującego się delikwenta. Żeby było trudniej, trzeba wydawać psu komendy na odległość czyli wrzasnąć: puść!!! naprawdę na full volume. No, to wrzasnęłam, jak uczyli, łeb został ocalony, bo świr zaskoczony puścił swojego starszawego sąsiada na chwilę na tyle długą, że nieborak uciekł. A za co miał mieć łeb rozwalony? Bo ten śmieć mu karaluchy pod drzwi wpuszcza. Świr jest znany w okolicy z tego, że jest świrem. Niedawno dostał konkretny wpierdol od młodszej gwardii. A właściwie - nie dostał, młodsza gwardia go sprawnie obezwładniła i sobie poszła, co świra wprawiło w taki szał, chyba z upokorzenia, że sam sobie rozwalił głowę o śmietnikową altankę i zachlapał całe podwórko krwią.
Trochę więc go się boję. Wprawdzie świr, jak akurat jest w okresie przytomnosci, grzecznie mówi mi dzień dobry, ale nigdy nie wiadomo, co mu odbije.

- Ja przepraszam, że tak stanąłem na rogu, ale się zamyśliłem. Pani wie co? Życie jest czasem ciężkie. Dzisiaj na przykład. I w ogóle. To ja pójdę. Do widzenia.