niedziela, 10 sierpnia 2014

Lato w mieście, pod domem


Psie Pole czyli sielecka siłownia plenerowa, przedwieczorny spacer, przeciągam Leona przez obszar siłowniowy, żeby nie sikał na urządzenia do ćwiczeń
pod ogrodzeniem leży nietutejszy pan, w pozycji embrionalnej (znaczy - bezpiecznej), rozpoznaję w nim delikwenta, którego widziałam kwadrans wcześniej, jak maszerował na piętach, dołem sztywno, górą wykonując żonglerkę puszką piwa i pod nosem powtarzał: "kurwy, wszystko to kurwy, kurewstwo wszędzie"
podchodzę, patrzę - spodnie ma obsikane, oddycha miarowo, ale na wszelki wypadek pytam, czy wszystko w porządku
pan się ocyka
- ale so pani szanowna? szy ja szeszkadzam?
mówię, że absolutnie nie, tylko tak pytam, czy wszystko w porządku
- assolutnie szyssko w porządku
i zasnął, z uśmiechem tuląc puszkę do twarzy
nadchodzi pani, w wieku średnim starszym, przygląda się panu pod ogrodzeniem
- wszystko dobrze, już sprawdzałam - uspokajam
- no bo wie pani, w taki upał się upić, to można zejść, najzdrowszy człowiek nie wytrzyma, tak się zaniepokoiłam
pani wyciska na wiosełkach, spogląda na mojego psa
- staruszek czy chory, bo tak dyszy?
- staruszek, prawie 14 lat
- one tak się męczą, biedaki, w ten upał, ja mam spanielkę, 12 lat, zwykle ją strzygę dwa razy do roku, w kwietniu i w połowie września, ale teraz ostrzygłam szybciej, bo tak się biedna męczyła, wczoraj miała strzyżenie, i dziś, jak poszłyśmy do Morskiego Oka, to jej liczyłam oddechy - 28 na minutę, świetny wynik
przypominam sobie panią i jej spanielkę, już z nią i jej suczką kiedyś gadałam
- a jak oczy? co mówi doktor Garncarz?
- pamiętała pani? pochwalił mnie, że tak starannie jej oczy przemywam, może uda się obejść bez operacji, on też wie, że ona może tego nie przetrzymać
nadchodzą kolejne panie i dziewczyny, bo nasza siłownia jest zdecydowanie żeńska, w strojach wcale nie sportowych, po prostu, lekkich, wygodnych, niektóre wręcz w zwiewnych, na upał stosownych
spoglądają na pana pod ogrodzeniem, tłumaczymy, że z panem wszystko ok, tylko się zmęczył
przychodzi pan, taki koło czterdziestki, z kożuszkiem na klacie i na ramionach, z malutkim dzieckiem na rękach, może dwumiesięcznym, może i mniejszym, niesie to maleństwo w wielkich łapach przed sobą, spogląda na nie czule i czule przemawia, jedyne słowo, które rozumiem z tej przemowy, to "habibi", więc tylko się uśmiecham do pana, pan odwzajemnia uśmiech, z lekka półprzytomnie, zasiada na urządzeniu z wajchami do rozkładania ramion, z dzieciątkiem na kolanach, ćwiczy na przemian to jedną, to drugą ręką
kiedy odchodzę z psem, zestaw na siłowni jest taki: dzielnie ćwiczące panie i dziewczyny, w letnich strojach, ćwiczący, na ile się da pan z kożuszkiem i niemowlakiem, zasikany zmęczony pan, śpiący pod ogrodzeniem