sobota, 31 stycznia 2015

Bez litości


kupuję setuchnę spirytusu rektyfikowanego w poręcznej piersiówce, pani podaje i pyta koleżankę:
- robiłaś już w tym roku faworki?
- robiłam, ale ja daję ocet
włączam się do dyskusji, rozważamy kwestię wyższości spirytusu nad octem, pani octowa stwierdza, że spirytus to by musiała nabyć, zainwestować, na co pani spirytusowa proponuje:
- to ja ci z mojego odleję do małej buteleczki, o, taką pomarańczówkę dziś sobie kupię, to będzie flaszka po niej
- ale i tak najważniejsze to mocne uderzenie, trzeba porządnie walić ciasto, tak bez litości - podsumowuje pani octowa

no, to waliłam, wyobrażając sobie różnych takich, których bym chętnie walnęła, spaliłam przy tej zabawie tyle kalorii, że mogłabym spokojnie zeżreć wszystkie nasmażone faworki, dla wyrównania bilansu energetycznego
a swoją drogą, ciekawe, że pani od razu spirytus skojarzyła z faworkami

9 komentarzy:

  1. taaak. Moja mama uważała, że ocet lepszy. Do smażenia smalec, nie ma opcji.
    Walenie istotne, ale najistotniejsze- cienkie wałkowanie (prawie przezroczyste, jak papier ryżowy).
    Nigdy nie jadłam lepszych faworków. Jak chcesz, to odkopię przepis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dawaj przepis! Wałkowałam na przezroczyście. Mojej Mamy przepis też niezły, ale chciałam się wybić na niezależność :)

      Usuń
    2. no i widzisz, zapomniałam. Cała ja. Poprawię się jutro.

      Usuń
  2. walenie...
    nigdy bym na to nie wpadła a propos faworków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że walenie, w niektórych przepisach zalecają walenie ciastem o stół :)

      Usuń
  3. O, ja też od razu pomyślałam o faworkach ;) Mój przepis ze spirytusem.
    Ale swoją drogą jakże terapeutyczne może być takie wyrabianie faworków... walenie, wałkowanie... upust złym emocjom ;)
    Megi, smalec przy weganach?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smalec i jajka w cieście, całkiem niewegańskie. Ale wypróbuję coś, co się nazywa youtiao, chiński patent na rodzaj faworków, tam nie ma jajek i smaży się na oleju - dam znać, jak wyszło :)

      Usuń
  4. a mnie się wszystko i tak z jednym kojarzy. Nawet faworki. Ale i tak nie umiem piec.. Jeść tego też nie umiem, bo w szkole na zajęciach ZPT zjadłam już moją dawkę życiową i na samo słowo faworki kręci mi się w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też z jednym, a jedzenie to już na pewno :)
      A faworków zjadłam w sumie ze cztery, bo ja generalnie za słodyczami nie przepadam. To znaczy - bardzo lubię, ale w niewielkich ilościach. Tego nałogu mi najwyraźniej oszczędzono. Robienie faworków było jednym z tych zajęć, które sobie wynajduję, żeby nie robić tego, co akurat powinnam :) Właśnie korcą mnie ptysie, ale z nadzieniem na słono. To znak, że deadline się zbliża.

      Usuń

jeśli komuś się chce, proszę o komentarz, będzie mi miło