niedziela, 2 listopada 2014

Chwila




Tak było dziś. Bywało, bo światło i niebo zmieniały się co kilka minut. Była też srebrzysta, spokojna mgiełka, było płaskie, ołowiane niebo, było niebo błękitne, z chmurkami, jak wzory, pozostawione przez fale na przybrzeżnym piasku, a i była chwilami świetlistość, wprost z nieba promieniem celująca. Listopad. Łagodny, ale jednak od października inny. Taki błyskawicznie przemijalny. Zaduszki. Ktoś coś chciał powiedzieć? Pokazać? Ten moment? Teraz? Do złapania?

Jeszcze jabłka czerwienieją na drzewach. Jeszcze liści zielonych sporo. W soczystej trawie kwitną stokrotki. Klony całkiem ubrane. Zamartwiać się nieuchronnym czy łapać chwilę?

2 komentarze:

  1. piękna ta chwila.
    Chyba łapać raczej;-) ale trudno nie myśleć o nieuchronnym.
    A u nas zielono jak we wrześniu, liście nie mogą się doczekać na przymrozek, spadają pojedynczo, wykończone...

    OdpowiedzUsuń
  2. Łapać chwilę zamartwiając się nieuchronnym. Listopad jest takim granicznym miesiącem. Przygotowuje nas, delikatnie i spokojnie:)

    OdpowiedzUsuń

jeśli komuś się chce, proszę o komentarz, będzie mi miło