niedziela, 27 października 2013

just a perfect day


Dziś był. Dzień idealny.
Tylko te ostatnie liście, błyskające na topoli.
Tylko ten koniec października.
Poza tym just a perfect day.




"The Beach Boys czekali dnia, kiedy znów pokochasz, The Beatles czekali, bo przeminą łzy, a Lou Reed czekał na swojego dilera. Stał na skrzyżowaniu 125. i Lexington Avenue i czuł się tak, jakby właśnie zdechł. W kieszeni miał 26 dolarów. Wystarczy. Czekał, bo już dłużej nie mógł. I oto nadchodzi. Ubrany na czarno, w kapeluszu. Ma towar. Będzie lepiej. Będzie dobrze. Przynajmniej do jutra, kiedy znów umrze. Pomylił się o 46 lat i osiem miesięcy."

"Taki był Lou Reed i nie ma sensu udawać, że był inny: łatwiejszy, wznioślejszy, bardziej okrzesany. Jeśli po śmierci zaczniemy go wybielać, pogrzebiemy tylko jego wspaniałe dziedzictwo. Dorobek faceta, który nie chodził na układy, nie uśmiechał się w telewizjach śniadaniowych i prawdopodobnie nie wiedział, co oznacza skrót PR. Człowieka, który dzięki swej artystycznej odwadze zdobywał najwyższe szczyty i tak imponująco się z nich strącał. Pewnie ta sama odwaga sprawiła, że zaprzyjaźnił się z Vaclavem Havlem. Pewnie ta sama odwaga sprawiła, że w swoim największym hicie śpiewał o seksie oralnym."

tu cały tekst:
http://tygodnik.onet.pl/wwwylacznie/lou-reed-nie-zyje/8qj25




To był dzień idealny. Walić koniec października i ostatnie liście na topoli.

Zdjęcie w tle z facebookowego profilu TP:


Carpe that fucking diem.

2 komentarze:

  1. hej, Dodo, let's walk on a wild side...
    wczoraj, tak, perfect day, a dziś zmarł inny perfect guy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, inny perfect guy...kolejny, przy okazji śmierci którego myślę, że coś się kończy, ale jakoś nie widzę, żeby coś się zaczynało

      Usuń

jeśli komuś się chce, proszę o komentarz, będzie mi miło