piątek, 20 czerwca 2014

Brzydkie słowa

Nie, nie będzie o brzydkich słowach, które się cisną na usta, z okazji chociażby odwołania spektaklu "Golgota Picnic". I innych okazji.

Będzie o innych brzydkich słowach.

Zbigniew Mikołejko zebrał onegdaj bęcki za atak na matki "wózkowe". Ja go rozumiem, matki bachorków są koszmarne. Bachorkoterrorystki. Zgadzam się, one są potworne. Ale są też matki sensowne, którym jednakowoż coś dziwnego się dzieje z głową. A w obrębie głowy - z językiem. Otóż używają one dziwnych słów, jak: "pieluchowanie/pieluszkowanie", "parenting", "tematyka parentingowa", "blogi parentingowe", "chustowanie". Chodzi o zawijanie w pieluszki, jedno lub wielorazowe, rodzicielstwo i związane z tym kwestie, noszenie w chuście, że tak przetłumaczę na język polski. Prowadzą też walkę o przewijaki (WTF? chyba chodzi o miejsce do przewijania), w knajpach, do których ja miałabym chęć przyjść się upodlić, a już na pewno po 21:00 nie chcę oglądać w nich żadnych dzieciątek, przewijanych czy karmionych, czymkolwiek, piersią czy butelką.

Jestem za obecnością dzieci w miejscach publicznych. Za zabieraniem dziecka na wystawę, do knajpy (nie każdej i nie zawsze). Generalnie wszędzie, choć z wyłączeniem miejsc, gdzie dziecku wcale nie jest miło, a i ludziom w takim miejscu nie jest miło z maleńkim dzieckiem. Jestem za publicznym karmieniem piersią. Za miejscem do przewijania, choć słowo "przewijak" sprawia, że swędzą mnie zęby i mam ochotę kąsać.

NIE popieram przynoszenia dzieci na wieczorną knajpianą upadłość.

NIE życzę sobie w moim otoczeniu dzieci mateczek/tatusiów, reagujących dopiero na taniec świętego Wita i totalną demolkę w wykonaniu swojego potomstwa.

Ale przede wszystkim nie jestem w stanie znieść tych ohydnych słów, jakie powyżej wymieniłam. Pieluszkowanie. Chustowanie. Parenting.



środa, 4 czerwca 2014

Post nietypowy - prośba o pomoc


tak, wiem, próśb o pomoc pojawia się mnóstwo, stajemy się na nie odporni, tyle tego jest 

bardzo rzadko udostępniam takie apele na fejsbuku, właśnie dlatego, że w nadmiarze tracą moc

tym razem puszczam i na fejsbuku i tutaj

mnie ruszyło to: "- To jakieś szaleństwo, żeby rozcinać czaszkę u 4-miesięcznego dziecka. - napisał dr Fearon z Dallas. Jest jednym z niewielu, jeśli nie jedynym, specjalistą w operacjach dzieci z zespołem Aperta. Leczenie w USA jest zupełnie inne niż w Polsce. Co najmniej 10 operacji mniej. 10 narkoz mniej, 10 pożegnań mniej, 10 otarć o śmierć mniej. Jak to możliwe? I dlaczego nie ma takiego leczenia w Polsce? W USA przy jednej operacji zbiera się kilka zespołów operacyjnych, żeby jednocześnie operować główkę, nóżki i rączki. W Polsce podczas jednej operacji operuje się albo jedno albo drugie, albo trzecie. Dodatkowo, nie wstawia się paliczków przy rozdzielaniu paluszków, a także naraża się dziecko na ogromne cierpienie, pobierając skórę do przeszczepu z innych części ciała."

a, tak poza tym, mama Zojki jest koleżanką mojej znajomej
wpłaćcie choć piątaka, funta, półtora ojro czy ile tam chcecie i możecie

oraz będę wdzięczna za udostępnianie