Miałam swojego local butcher - sklep mięsny ulicę dalej, rodzinną firmę, gdzie pracownicy byli jak rodzina, a sprzedawczynie znały swoich klientów. Klienci też się znali z widzenia. Kiedy nie było kolejki, można było pogadać o życiu czy wymienić się plotkami z dzielni. A białą kiełbasę robili na miejscu, na bieżąco, kilka razy dziennie. Miałam - bo w miejsce sklepu, który działał przez 60 lat, jest teraz od lutego Carrefour Express. Zło. Dziś przypomniał mi się ten sklep, kiedy, przechodząc koło podwórkowego śmietnika, zobaczyłam, jak jedna ze sprzedawczyń z Carrefoura wrzuca wielki karton do pojemnika ze śmieciową mieszanką, zamiast do "segregowanych suchych". Zapytałam grzecznie, dlaczego nie umieści go w odpowiednim pojemniku.
- Po co? Oni potem i tak wszystko razem wrzucają, ci śmieciarze. A jak wrzucę z innymi śmieciami, to namoknie i nie będzie kusił tych lumpów, co to buszują po altankach śmietnikowych i wygrzebują puszki i makulaturę. I nie pani interes, co gdzie wrzucam.
Wobec zamknięcia przez panią drogi do dyskusji zamilkłam i przypomniałam sobie pewną rozmowę z dawnego sklepu mięsnego, sprzed ponad roku. Tego dnia właśnie nie było kolejki, więc tak sobie rozmawiałyśmy z paniami o pogodzie, o dzikach na Białołęce i o planowanych nowych opłatach za wywóz śmieci. Był to maj, nowe zasady miały wejść od lipca, temat był gorący. Na hasło "śmieci" wychynął z zaplecza pan Janek, który zajmował się rozbiorem mięsa (tak, przyjeżdżały tu półtusze i były dzielone na miejscu). Pan Janek wyglądał jak nastroszony siwy bóbr z oczami w kolorze spłowiałego błękitu i siwymi krzaczastymi brwiami. Czasem pomagał przy sprzedawaniu, sypał żarcikami, szczerząc te swoje wielkie zęby dużego gryzonia - jeden z tekstów z jego zasobów stylu formularnego: "Jest pięknie? Prawda? Nikt tak pani nie przerżnie jak ja, fachowo" (powtarzany za każdym razem przy wręczaniu przepiłowanej na pół wielkiej kości szpikowej). Temat śmieci wyraźnie nakręcił pana Janka.
- Będziemy mieć jak w Szwecji, pół kuchni to pojemniki na te wszystkie rodzaje śmieci.
Panie sprzedawczynie pokiwały głowami, ja stwierdziłam, że segregacja to fajny pomysł, tylko obawiam się, jak to wyjdzie w rzeczywistości i że dobrze by było, żeby wyszło tak, jak w Szwecji.
- Nie wyjdzie! W Szwecji wyszło, a tu nie wyjdzie. Jedni będą segregować, inni nie, a i tak na koniec wszystko zwalą na kupę. A czemu? Bo Polacy lubią burdel, i tyle. Taka nasza natura Słowianina - pijaka i skurwysyna. O, proszę, jak mi się pięknie powiedziało, i do rymu. Slowo daję, właśnie w tej chwili to wymyśliłem. Chociaż co z nas za Słowianie, jak nas pół świata w historii przeleciało, geny mieszały, takie z nas kundle. Ale słowiański burdel w nas został, zobaczy pani, wspomni pani moje słowa.
No, to wspomniałam. Pani wrzucająca karton do "zmieszanych" wprawdzie nie wyglądała na pijaka, na skurwysyna też nie, ale kto wie?
* Na zdjęciu szyld z dawnego mięsnego, z którym dzieliliśmy śmietnik. Umieścił go tu pan Andrzej z parteru, kiedy likwidowano w lutym sklep. Jakiś czas tak wisiał, na smutną rzeczy pamiątkę.