wczoraj na Szaserów, w przyszpitalnej poradni okulistycznej:
- panie doktorze, jak to jest - kiedy mi pan tę rurkę wkładał w oko i przez pół twarzoczaszki, to zajęło to ponad dwie godziny, w pełnej narkozie, a wyjmowanie trwało dwie minuty i właściwie sama wyszła?
- szanowna pani, że tak powiem, żadna sztuka wyjąć, sztuka włożyć
tytułem wyjaśnienia - nie czuję się ofiarą seksistowskich dowcipów, my tak sobie z panem doktorkiem konwersujemy wesoło:
- z górnej powieki też mi pan wyjął kawałek rurki?
- a co? jest pani do niej przywiązana?
- tak, zwykle wtykam w nią kwiaty polne, gdy przechadzam się wśród łąk
w każdym razie rurka pożegnana, przez półtora roku była mi w oku belką, która przeszkadzała dostrzec nie tylko źdźbło w oku bliźniego mego